piątek, 2 grudnia 2016

Trekking w Himalajach, czyli jak spełniło się moje marzenie

trekking himalaje
W ostatni wpisie opowiadałem Wam o tym jak zaczęła się moja przygoda z górami i jak wyglądały moje pierwsze wyprawy górskie. Dziś napiszę o trekkingu w Himalajach, moim największym marzeniu, które udało mi się niedawno spełnić.

Zaczęło się całkiem przypadkowo. Spacerując po Gliwicach postanowiłem zajść do sklepu górskiego i zobaczyć co nowego mają w ofercie. Tak natknąłem się na agencję trekkingową, a dokładniej ogłoszenie o zbliżającej się wyprawie w Himalaje. To był impuls i kompletny spontan. Postanowiłem się zapisać i spełnić swoje marzenie o zobaczeniu na własne oczy najwyższej góry świata. Przyznam, że nie do końca wiedziałem jak wygląda taki zorganizowany trekking. Himalaje zawsze były moim wielkim marzeniem, ale nie sądziłem, że to wszystko potoczy się tak nagle.
Wszystko zaczęło się od zbiórki na lotnisku. Nie znałem żadnego z pozostałych członków wyprawy i trochę martwiłem się na kogo trafię. Okazało się, że moje obawy były bezpodstawne. Z miejsca znaleźliśmy wspólny język i zaczęliśmy opowiadać o naszych dotychczasowych doświadczeniach z górami. Po przylocie do Kathmandu gdy już byliśmy w hotelu, zorganizowaliśmy wspólną imprezkę. W końcu integracja to podstawa gdy masz spędzić z obcymi dotąd ludźmi prawie trzy tygodnie. Następnego dnia trochę pochodziliśmy po mieście i postanowiliśmy spróbować specjałów lokalnej kuchni. Przy okazji zahaczyliśmy o coś w rodzaju baru. Tym razem jednak było spokojnie, bo następnego dnia czekało nas pierwsze wyjście w góry i każdy chciał być w formie.
Polecieliśmy do Lukli, gdzie zaczął się nasz trekking. Himalaje powitały nas piękną pogodą, dzięki czemu przejście aklimatyzacyjne było całkiem przyjemne. Następnego dnia już nie było tak wesoło. Siedmiogodzinna wędrówka z Phakding do Namche Bazar zajęła nam ponad 7 godzin i przyznam, że pod koniec dnia byłem zmęczony. To chyba przez wysokość i nadmiar wrażeń. Na szczęście kolejny dzień był bardziej luźny. Mogliśmy odpocząć i pozwiedzać trochę rejon Namche. Prawdziwe Himalaje zaczęły się dla mnie dopiero od momentu przejścia doliną w kierunku Tengboche. To stąd tak naprawdę po raz pierwszy zobaczyłem Everest. Nie zapomnę tej chwili do końca życia! Dalej szliśmy malowniczymi wioskami, mijając co jakiś czas buddyjskie klasztory docierając aż do pasterskiej osady Lobuche. Do celu naszej wyprawy, którym była baza pod Everestem doszliśmy w jedenastym dniu. Do wejścia na najwyższą górę świata przygotowywało się kilka ekip. Miałem okazję porozmawiać z paroma osobami i jestem przekonany, że jeszcze tam wrócę i spróbuję swoich sił w wędrówce na szczyt. Widziałem go z Kala Pattar, pięciotysięcznika na którego udało mi się wejść podczas wyprawy na trekking.
Himalaje były niesamowitą przygodą i z niczego w życiu tak się nie cieszę jak z tego, że miałem odwagę pójść na żywioł i zrealizować swoje marzenie. Z osobami z wyprawy do tej pory utrzymujemy kontakt. Nawet ostatnio wyskoczyliśmy na weekend, żeby powędrować po tatrzańskich szczytach. Wszystkim marzy nam się zdobycie Everestu, więc trenujemy jak najczęściej się da i powoli planujemy powrót w najwyższe góry świata.

1 komentarz:

  1. Ktoś kiedyś powiedział, że każdy ma to na co się odważy - super, że udało Ci się spełnić Twoje marzenie :) teraz trzymamy kciuki za Everest!! :) Nam też Himalaje chodzą po głowie, mamy nadzieję, że za jakiś czas napiszemy podobny tekst :) być może do zobaczenia na tatrzańskim szlaku :)

    OdpowiedzUsuń