wtorek, 24 stycznia 2017

Elbrus, mój pierwszy szczyt "Korony Ziemi"

wejście na elbrus
Jak już wspominałem w moim pierwszym wpisie na tym blogu, moim wielkim marzeniem jest zdobycie Korony Ziemi. Dla niewtajemniczonych, Korona Ziemi to najwyższe szczyty poszczególnych kontynentów - Mount Everest (Azja), Aconcagua (Ameryka Południowa), McKinley (Ameryka Północna), Kimimandżaro (Afryka), Masyw Vinsona (Antarktyda). O ile w przypadku wyżej wymieniowych sprawa jest dość jasna, na temat najwyższych szczytów w Europie i Australii zdania są dość podzielone. Według Bassa najwyższym szczytem Austrialii jest Góra Kościuszki, według Messnera Puncak Jaya. W przypadku Europy według Międzynarodowej Unii Geograficznej najwyższą górą jest Mont Blanc (4 810 m n.p.m.), z kolei zdaniem Messnera, Bassa i całego środowiska wspinaczkowego, które uznaje góry Kaukaz jako granicę Europy najwyższym szczytem jest Elbrus (5 642 m n.p.m.). Jak sami widzicie informacje są dość sprzeczne. Ja jednak jako swój pierwszy krok do zdobycia Korony Ziemi zaliczam wejście na Elbrus
Elbrus przez wielu nazywany jest Górą Szczęścia, Górą Światła lub Władcą Wichrów. Najwyższy szczyt Kaukazu (i według niektórych Europy) jest w rzeczywistości wygasłym wulkanem pokrytym lodowcami i wiecznym śniegiem. Góra jest stosunkowo łatwa technicznie, przez co często bywa lekceważona. Nie jest tu wymagane użycie specjalistycznego sprzętu, właściwie wystarczą tylko raki i kijki. Trzeba jednak uważać na dość gwałtowne zmiany pogody i mgły, które utrudniają orientację w terenie.
wejście na elbrus
Od dłuższego czasu planowałem wejście na Elbrus. Ostatecznie zdecydowałem się na wyprawę zorganizowaną. Po wylądowaniu na lotnisku w Tiblisi praktycznie od razu pojechaliśmy do Tereskola, niewielkiej wsi położonej u podnóża Elbrusa. Na drugi dzień czekała nas wycieczka aklimatyzacyjna na mierzącą 3 700 m n.p.m. górę Czeget, z której rozciągał się przepiękny widok na górę Elbrus. Już nie mogłem się doczekać wspinaczki na szczyt. Tymczasem po noclegu w hotelu kolejką linową i wyciągiem krzesełkowym dostaliśmy się do tzw. "beczek" i okolic Prijuta, gdzie czekały już na nas namioty. Kolejne dwa dni przeznaczone były na aklimatyzację. Pod wieczór doszliśmy powyżej skał na wysokość około 5000 m, gdzie czekał na nas kolejny obóz. Po dniu odpoczynku wreszcie nastąpił długo wyczekiwany przez wszystkich atak szczytowy. 
wejście na elbrus
Z obozu wyruszyliśmy w nocy, zanim jeszcze wzeszło słońce. Panujące na zewnątrz zimno sprawiło, że z miejsca poczułem się obudzony i gotowy do działania. Samo wejście na Elbrus nie było zbyt skomplikowane technicznie, lecz wymagało wytrzymałości i jako takiego obycia z górami. Chwilami podejście było dość męczące i nie obyło się bez małych przystanków na regenerację sił. Widoki z góry były jednak warte wszystkich wyrzeczeń. 
wejście na elbrus
Wszystkim z naszej ekipy szczęśliwie udało się wejść na szczyt. Pogoda była dla nas dość łaskawa, dzięki czemu obyło się bez większych trudności. Zgodnie uznaliśmy tę wyprawę za bardzo udaną. Jestem pewien, że jeszcze kiedyś wrócę by zdobyć inne szczyty Kaukazu, póki co jednak pragnę skoncentrować się na spełnieniu swojego marzenia jakim jest zdobycie Korony Ziemi. Wejście na Elbrus już zaliczone, teraz pora na kolejne szczyty :)

1 komentarz:

  1. Obawiam sie ze Brusa masz do poprawki, wyjazd kolejka to jakby zaprzeczenie idei. Sorry no bonus ;)

    OdpowiedzUsuń